wtorek, 13 grudnia 2016

"Zamknięta trumna" Sophie Hannah - recenzja

Kiedy dwa lata temu zewsząd bombardowały informacje o nowej powieści z Poirotem, dosłownie nie umiałam usiedzieć na miejscu z ekscytacji i zaraz po premierze Inicjałów zbrodni pobiegłam do księgarni. Potem czekał mnie dość gorzki wieczór z lekturą. 

Wiadomo było, że po wszelkiego rodzaju kontynuacjach czy wariacjach na temat, nie należy spodziewać się cudów, wierzyłam jednak naiwnie, że uznana¹ i zaaprobowana przez spadkobierców Agathy Christie pisarka, zapewni przynajmniej miłą i godziwą rozrywkę.   Inicjały zbrodni były złe. I co gorsza popełniły największą kryminalną przewinę - dużo obiecywały, a po dobrnięciu do rozwiązania, nie zasługiwały na nic więcej poza pogardliwym pfff.

 
Zamknięta trumna, Sophie Hannah, wyd. Publicat


Nie kwapiłam się zbytnio, by przeczytać (a co dopiero kupić) Zamkniętą trumnę, ale pojawiła się w mojej mikołajowej skarpecie. Natychmiast zabrałam się do czytania, bo nadzieja jak wiadomo umiera ostatnia. A nuż okażę się lepsza od poprzedniczki.

Czy jest ciekawsza? Czy może tym razem usnęłam z nudów nie doczytawszy połowy?

 

Już śpieszę z odpowiedzią - a więc...

Jest trochę lepiej. I mam prawo przypuszczać, że jeśli kroi się dłuższa seria książek Sophie Hannah z Herculem (pewnie tak, wszak kto zabija kurę znoszącą złote jajka) to gdzieś w okolicach piątej czy szóstej powieści, autorce może uda się dociągnąć do poziomu np Joe Alexa².

Optymistycznie zacznę od tego co mi się podobało: przede wszystkim - witamy w przytulnym świecie country house mystery. Odludna rezydencja Lillieoaks, wąski krąg podejrzanych i obowiązkowy plan rezydencji dołączony do książki. Hannah trochę nawiązuje do Tajemniczej historii w Styles (wielka posiadłość i grupa osób uzależnionych finansowo od starszej damy) powracając niejako do korzeni Małego Belga. Takie nawiązania zawsze na plus, a ja osobiście nie mam nic przeciwko morderstwom w wiekowych, angielskich rezydencjach, które towarzyszą powieści kryminalnej od początku (Kamień Księżycowy Wilkie Collinsa). 

Kolejny niezły pomysł to postać ekscentrycznej pisarki kryminałów dla dzieci Lady Athelindy Playford (czy tylko ja uważam, że niektóre imiona i nazwiska zarówno w IZ jak i ZT są nieznośnie wydumane?) i wymyślona przez nią Shrimp Seddon - małoletnia detektyw. 
Problemy Lady Athelindy z najnowszą powieścią, przywodzą na myśl zawsze uroczo absurdalne rozterki innej autorki kryminałów i przyjaciółki Poirota - Ariadny Oliver z jej fińskim detektywem Svenem Hjersonem.

I w końcu sama intryga Zamkniętej trumny - nie tak skomplikowana jak w Inicjałach zbrodni, ale też nie tak rozczarowująca. 
W porównaniu do IZ jest zaskakująco przejrzysta i opiera się na niezłym i dość konsekwentnie poprowadzonym pomyśle. Tropy są dobrze rozsiane, przy tym autorka stara się być uczciwa wobec czytelnika i finałowe rozwiązanie może nie dostarcza szczególnych fajerwerków, jest jednak całkiem satysfakcjonujące.

Minusów niestety jest więcej. 
Owszem mamy scenerię jak ze złotej ery kryminału i Lady Athelindę wzorowaną na Ariadnie Oliver, nie ukrywa to jednak faktu, że postacie zaludniające Lillieoaks są wręcz nieprawdopodobnie niesympatyczne, a przy tym płaskie i jednowymiarowe. Ciężko wciągnąć się w historię, której bohaterowie niepokojąco przypominają plastikowe pionki gry Cluedo. Nie wymagam oczywiście nie wiadomo jakiej psychologicznej głębi, ale odrobina wiarygodności by nie zaszkodziła.

Posiadłość, żeby było ciekawiej, Sophie Hannah umieszcza w Irlandii, tylko czy tak naprawdę cokolwiek z tego wynika? Nie ma najlżejsze aluzji czy bogata angielka nie spotyka się przypadkiem z niechęcią miejscowych ani też niczego co dodałoby społecznego tła, lokalnego kolorytu lub po prostu zaciekawiło czytelnika.

I w końcu sam Poirot - podobnie jak w IZ jest jakimś nieokreślonym, poirotopodobnym tworem, który niby wtrąca znane mon ami, mówi zagadkami i cytuje Shakespeare'a (Hannah ambitnie wzorem Pory przypływu stara się włączyć dzieło Barda - tu Życie i śmierć króla Jana do intrygi), ale każdy, kto czytał jakikolwiek kryminał Christie nie da się oszukać nawet na moment.

Tu też dochodzimy do zdecydowanie największej wady obu książek - narratora, nieszczęsnego Edwarda Catchpoola. 
Zakrawa to trochę na ironię, biorąc pod uwagę jak mocną stroną Agathy Christie była pierwszoosobowa narracja.
Hastings, Dr. Sheppard, Amy Leatheran, Sir Eustace Pendler, Anna Beddingfield, Pastor Clement - Christie zawsze interesująco i co najważniejsze przekonująco (!) udawało się oddać sposób myślenia i opowiadania historii osób rożnej płci, wieku czy klasy społecznej.
 Catchpool zaś jest zadziwiająco bezosobowy. Pomyślany jako swoisty Hastings z funkcją detektywa Scotland Yardu, nie wypada wiarygodnie ani jako przyjaciel i towarzysz Poirota, ani jako detektyw, a zdecydowanie najgorzej - nieciekawie, rozwlekle i beznamiętnie wychodzi mu rola narratora. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się na Hastingsa, którego charakterystyczna zwięzła żołnierska maniera i naiwny sposób bycia, aż się proszą o podrobienie. Może wtedy książkę cechował by chociaż lekki duch oryginału³.

Zamknięta trumna niestety dobitnie pokazuje, że wielbiciele Poirota, Christie czy złotej ery powieści detektywistycznej nie mają czego szukać w książkach Sophie Hannah.

Wracając do Inicjałów Zbrodni
Po nieudanej lekturze długo przeżywałam rozczarowanie, remedium okazał się Jedwabnik Roberta Galbraitha (aka J.K. Rowling) - wciągający, z solidną i interesującą intrygą, dobrze napisany (bardzo angielski, trochę romantyczny, nieco makabryczny - jednym słowem idealna mieszanka). 
Całość lekka jak piórko, czyta się przyjemnie i błyskawicznie, a J.K. Rowling udowadnia, że nawet bez wspaniałego świata Harry'ego Pottera jest wysokiej klasy pisarką, zaś w krainie kryminałów radzi sobie nie gorzej niż Wielka Agatha Christie. 

A wszystkim amatorom tego szczególnego klimatu lat 20-tych i 30-tych, którzy nie znaleźli go w Inicjałach zbrodni i Zamkniętej trumnie na otarcie łez polecam rewelacyjne kryminały Anthony'ego Berkeley Coxa (również te napisane pod pseudonimem Francis Iles).


¹Sophie Hannah prócz dwóch powieści z H.P jest też autorką 10-tomowego cyklu kryminałów z Konstablem Simonem Waterhousem

²Absolutnie nie zamierzam obrażać drogiego Joe Alexa (zwłaszcza biorąc pod uwagę jak bardzo cenię i szanuję Macieja Słomczyńskiego), ale przyznajmy szczerze, że jego intrygi bywały cokolwiek mętnawe

 ³Jeśli chodzi o podrabianie znanych narratorów powieści kryminalnej to wspaniałą robotę wykonał Anthony Horowitz w Domu jedwabnym. Jedna z najlepszych, najciekawszych i najbardziej wiarygodnych kontynuacji przygód Sherlocka Holmesa, z mistrzowsko podrobioną relacją Doktora Watsona. Często łapię się na tym, że mimowolnie dodaję ją do pierwotnego kanonu Conan Doyle'a. Mam nadzieję, że i Poirot kiedyś doczeka się tak dobrej.

1 komentarz:

  1. Podobnie jak Ty uznałam "Inicjały zbrodni" za wyrób agatopodobny i zarzekałam się, że nigdy więcej.... "Zamknięta trumna" czeka na półce. Podejrzewam, że moje refleksje będą takie jak Twoje, niemniej zamierzam się sama o tym przekonać.
    Ariadno, chciałabym się z Tobą skontaktować, nie widzę jednak takiej możliwości - mail etc. Zajrzyj na stronę http://na-tropie-agathy.blogspot.com/ (fanpage już znalazłaś i w ten sposób ja znalazłam Twojego bloga) i daj mi, proszę, znać, co o nim myślisz?
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń