poniedziałek, 12 listopada 2018

Zagadka trzech czwartych Sophie Hannah - recenzja nowego kryminału z Poirotem

Gdy dwa lata temu niezbyt przychylnym okiem spoglądałam na Zamkniętą trumnę (recenzję można znaleźć tutaj) wyraziłam godne wieszczki Kassandry przypuszczenie, że może z czasem nowa seria Sophie Hannah z Poirotem dobije do poziomu pozbawionej polotu, ale przynajmniej w miarę solidnej rozrywki, którą dla mnie reprezentowały zawsze Dorothy L. Sayers czy Josephine Tey. 

 I też dobra wiadomość jest taka, że Hannah jest już coraz bliżej stania się prawdziwą autorką kryminałów z bardzo średniej półki - Zagadka trzech czwartych to oficjalnie najlepszy kryminał z dotychczasowych trzech (oraz równie oficjalnie z najbardziej beznadziejnym tytułem - to nie wina polskiego tłumacza). Zła wiadomość  zaś przedstawia się tak, że upiorny Edward Catchpool, znany również jako Marna Imitacja Hastingsa i Najgorszy Narrator Wszech czasów, brak umiejętności w kreowaniu urzekającej atmosfery i budowaniu napięcia oraz niezbyt wiarygodny Poirot  sprawiają, że nadal nie jest to kryminał na jaki czekają tysiące miłośników Małego Belga.



Intryga Zagadki trzech czwartych przypomina Agathe Christie w najlepszym stylu: cztery pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego osoby o różnej płci, wieku i statusie społecznym otrzymują list oskarżający ich o morderstwo Barnabasa Pandy'ego - podpisany nazwiskiem sławnego Hercule Poirota. Niesamowicie zdziwiony Poirot wkrótce zostaje zaskoczony wizytą każdego z listownie oskarżonych. Reputacja, nie mającego pojęcia co się dzieje detektywa, wisi na włosku, groźby niesłusznie oskarżonych rozbrzmiewają dzień i noc, nie mówiąc już o tym jak irytujący jest fakt, że ktoś zakpił sobie z Małego Belga. Poirot oczywiście postanawia ustalić kim jest tajemniczy, rzekomy denat Barnabas Pandy oraz jaki interes miałby ktoś w zrobieniu tego na pozór bezsensownego kawału. Niestety z pomocą przychodzi mu nie tylko zaprzyjaźniona właścicielka herbaciarni, ale i niestrudzony Edward Catchpool, mało bystry i jeszcze mniej spostrzegawczy detektyw Scotland Yardu.

Pierwsza część książki budzi rzeczywiście wielkie nadzieje i przywołuje nieco atmosferę dawnych dobrych czasów - zirytowany i urażony w swej dumie Poirot, kojący George i spokój Whitehaven Mansions są bardzo dobrze oddane, tajemnica odpowiednio zapętlona, charakterystyka osób, które otrzymały list jest nadzwyczaj trafna, a całość ma humor i polot spod znaku Agathy. 

Jednak gdy tylko narracja zmienia się w pierwszoosobowe, drewniane wynurzenia Catchpoola, traci nie tylko sytuacyjny dowcip, ale i wszelką lekkość czy umiejętność zgrabnego opisu.  Stosunkowo szybko Hannah wyjaśnia tożsamość tajemniczego Barnabasa i zahaczający o surrealistyczny sen koncept przybiera bardziej prozaiczne tony, a rezygnacja ze stopniowego ujawniania tajemnicy i budowania napięcia mocno psuje obiecujący początek. 
Gdy zaś akcja z Londynu przenosi się do pewnej rezydencji i prywatnej szkoły, a Poirot, wybitnie mało błyskotliwie, wsiąka w niezbyt pasjonujące śledztwo polegające głównie na sprawdzaniu maszyn do pisania, ciężko mieć już jakiekolwiek złudzenia co do tego, że jest to sympatyczna kontynuacja, która choć na chwilę pozwoliłaby wskrzesić dawnego Poirota. 

Na tle Inicjałów zbrodni i Zamkniętej trumny widać, że Sophie Hannah uczy się na błędach i stara się poprawiać pewne braki jakie cechowały poprzednie jej książki. Postacie są tu z pewnością bardziej wiarygodne psychologicznie i nie tak przeszarżowane i niesympatyczne jak w Zamkniętej trumnie. Intryga cechuje się klarownością i jest oparta na jednym, porządnym koncepcie, który sprawia, że choć nie jest to rozwiązanie zwalające z nóg, nie mniej jednak nie wzbudzi oburzenia i nikt nie poczuje się oszukany. Nazwałabym ją silnie inspirowaną A.B.C. i Godziną zero, ale jednak dalej całkiem oryginalną. Hannah nieźle opanowała podrzucanie fałszywych tropów, co nie do końca udawało się w poprzednich książkach, ale prawdopodobnie każdy wierny czytelnik Christie nie będzie mieć najmniejszych problemów z rozwiązaniem zagadki. 

Jej Poirot, pomijając początek książki, który niestety wiele obiecywał, to w dalszym ciągu nie jest Hercule znany i uwielbiany. Przeszkadza mu w tym Edward Catchpool, przeszkadza raczej wąska wyobraźnia autorki i braki w pisarskim warsztacie. Wyraźnie widać jej literackie niedociągnięcia w momencie, gdy nawet dysponując niezgorszym pomysłem na intrygę nie umie odpowiednio osadzić w niej detektywa i przedstawić śledztwa metodycznie, ale w pasjonujący sposób. Trójca jej kryminałów z Poirotem, podobnie jak ostatnia adaptacja Morderstwa w Orient Expressie to cała seria zawiedzionych nadziei i zmarnowanego potencjału by przedstawiać Poirota kolejnym pokoleniom czytelników. Dyskusyjna kreacja Kennetha Branagha i równie dyskusyjny rzekomy talent Hannah zachęcają jedynie do tego by kolejny raz wyciągnąć zaczytany do nieprzytomności egzemplarz Śmierci na Nilu albo znów zagłębić się w serial Agatha Christie's Poirot z Davidem Suchetem.

Poprzednim razem, by nie kończyć recenzji tak gorzko mianowałam Roberta Galbraitha (aka J.K. Rowling) godną następczynią Agathy, po dwóch latach do tej nie za długiej listy dołączam nazwisko Anthony'ego Horowitza. Horowitz, autor dwóch naprawdę dobrych kontynuacji Conan Doyle'a Dom jedwabny i Moriarty oraz niezłego pastiszu Iana Fleminga - Cyngiel śmierci, w moich oczach naprawdę zasłużył się świetnie nawiązującym do złotej ery kryminału Morderstwem w Somerset, zaś w tym roku Pogrzebem na zamówienie zapoczątkował cykl kryminałów z Danielem Hawthornem. Czy w świecie Jamesa Bonda, czy w wiktoriańskiej Anglii czy na współczesnej prowincji Horowitzowi nie brakuje zarówno swady w opisywaniu świata jak i brawurowych pomysłów. Czerpie z tradycji, odpowiednio ją przekształca by była atrakcyjna dla współczesnego czytelnika, ale zarówno historyczne realia jak i smakowite detale są u niego odpowiednio wypielęgnowane.

 Nieśmiało liczę, że może osoby odpowiadające za dziedzictwo Agathy Christie w końcu podziękują Sophie Hannah i wnikliwie przyjrzą się prawdziwym następcom tronu po Królowej Kryminału. 
Bo przecież tak naprawdę wszyscy chcemy by Poirot rzeczywiście powrócił....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz